fot. sxc.hu. |
Pomysł na ten tekst chodził po mojej głowie od dłuższego czasu. Bo i temat myślę, że jest ważki, bo dotyka sfery, którą codziennie wciska się nam siłą do głów i reklamuje na tysiąc sposobów. Chodzi mianowicie o filozofię "keep smiling", która im jestem starszy, tym bardziej mnie drażni.
Liczę się z tym, że weźmiecie mnie za zbyt wcześnie zgredziałego pierdziela, który pozjadał wszystkie rozumy i topi się we własnej żółci. Trudno, zdarza się i trochę mam to w nosie. Bo zwyczajnie nie rozumiem, jak to się stało, że negatywne emocje stały się passe. Zwłaszcza te wyrażane publicznie, np. w mediach społecznościowych. W tym targowisku próżności nie ma miejsca na szczerość. Jest za to na personal branding (cokolwiek to znaczy; jakby każdy człowiek był marką do wypromowania i sprzedania), na luz, na radość, na wizerunek, a nie na autentyczność.