czwartek, 21 listopada 2013

Rzecz o terrorze bycia pozytywnym

fot. sxc.hu.
Pomysł na ten tekst chodził po mojej głowie od dłuższego czasu. Bo i temat myślę, że jest ważki, bo dotyka sfery, którą codziennie wciska się nam siłą do głów i reklamuje na tysiąc sposobów. Chodzi mianowicie o filozofię "keep smiling", która im jestem starszy, tym bardziej mnie drażni. 

Liczę się z tym, że weźmiecie mnie za zbyt wcześnie zgredziałego pierdziela, który pozjadał wszystkie rozumy i topi się we własnej żółci. Trudno, zdarza się i trochę mam to w nosie. Bo zwyczajnie nie rozumiem, jak to się stało, że negatywne emocje stały się passe. Zwłaszcza te wyrażane publicznie, np. w mediach społecznościowych. W tym targowisku próżności nie ma miejsca na szczerość. Jest za to na personal branding (cokolwiek to znaczy; jakby każdy człowiek był marką do wypromowania i sprzedania), na luz, na radość, na wizerunek, a nie na autentyczność.

niedziela, 17 listopada 2013

Co się stało z moim krajem?

fot. sxc.hu.
UWAGA: wpis zawiera niespodziewaną dawkę patriotyzmu. 

Absurdalne jest życie w kraju, w których największe narodowe święto to nie powód do dumy, tylko gwarancja, że kordony ciężko uzbrojonych policjantów będą musiały bronić stolicę przed zdemolowaniem. 

Pamiętam, jak dziś, co działo się w Warszawie kilka dni po katastrofie smoleńskiej. Wtedy w stolicy na Placu Piłsudskiego podczas mszy ku pamięci ofiar tego tragicznego wypadku zebrali się wszyscy ważni polscy urzędnicy, w tym samorządowcy. Asystowałem wówczas ówczesnemu marszałkowi Dolnego Śląska (dziś posła na Sejm), Markowi Łapińskiemu, organizowałem też wyjazd oficjalnej delegacji dolnośląskiej na to piekielnie smutne wydarzenie. Pamiętam, jak w pewnej chwili w Warszawie zawyły syreny zainstalowane na ulicach miasta i cała stolica, jak na pstryknięcie palcem, stanęła w żałobnym bezruchu. To piekielnie ruchliwe miasto nagle zamarło. Wszyscy oddali hołd ofiarom, zastygając w smutku i zadumie.

Miałem wtedy ledwie 25 lat. Było to dla mnie ogromne przeżycie, które dostarczyło mnóstwo emocji. Rzecz jasna głębokiego smutku, ale też pewnej dumy. Że w jednej chwili wszyscy wokół, na co dzień konkurenci, rywale, ambitni współpracownicy stali ramię w ramię. Byliśmy jednością. Byliśmy społeczeństwem. Więzi, które w teorii powinny nas łączyć, nagle stały się wręcz namacalne. Moc grupy, moc wspólnoty - wszystko dało się odczuć jak na dłoni. 

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...