poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Już nie trzeba rzucać kamieni na szaniec

fot. Ministerstwo Obrony Narodowej/en.wikipedia.org.
Dawno już nie ucieszyła mnie żadna wiadomość jak ta, że prawie połowa Polaków deklaruje brak chęci do umierania za ojczyznę. 

To była sprawa, która poruszyła nawet polityków. Wypowiadał się o niej sam Jarosław Kaczyński, co pokazuje, jak szerokim echem odbiła się ta informacja. O co dokładnie chodzi? O sondaż przeprowadzony przez firmę MillwardBrown na zlecenie TVN24. Wynika z niego, że ok. 49 proc. Polaków nie byłoby gotowych do oddania życia lub zdrowia lub też, ogólnie mówiąc, do poświęcenia się dla kraju, gdyby coś zaczęło mu realnie zagrażać. Po 25 latach od przełomu Okrągłego Stołu okazuje się, że Polacy do pewnego stopnia odrobili wolnościową lekcję

W szkole uczono nas, że "kto ty jesteś? Polak mały. (...) A w co wierzysz? W Polskę wierzę. Coś jej winien? Oddać życie". Uczy się nas cały czas czczenia narodowych klęsk, brakuje za to lekcji politycznego czy narodowego rozsądku. Ciągle słychać echa pobrzękujących szabelek dzierżonych przez piewców narodowej dumy. Było to widać ostatnio podczas dramatycznego kryzysu na Ukrainie. Słychać też donośne głosy polityków z prawej strony sceny politycznej, że Polska powinna być samodzielna i że samodzielności bać się nie może. A jej samodzielność oznacza głównie większy dystans do Unii Europejskiej - tak jakby polskość była w jednoznacznej opozycji z europejskością… Słowem - więcej wielkiej, narodowej, odrębnej Polski, mniej Europy. Więcej polskiego kultu odwagi hodowanej na słabej glebie, mniej politycznego rozsądku, dyplomacji i gry wg realnych możliwości, a nie przerośniętych aspiracji.

Osobiście marzę, żeby taka Polska w działaniu była naszą krajową codziennością. Bez tromtadracji, bez wielkich zrywów i nadzwyczajnych okoliczności, bez których nie sposób wymusić sprawności. Ot, Polska procedur, przestrzegania przepisów, regulaminów i terminów. Polska pracy organicznej i pozytywistycznej. Polska uśmiechnięta, ufna, promująca szacunek do siebie nawzajem i pamięć, że możemy (musimy!) się różnić, mieć inne zdanie, walczyć o swoje idee i poglądy, ale przede wszystkim powinniśmy siebie szanować. Marzę, aby to była Polska, która choćby w detalach przestrzeni publicznej była przyjazna matkom z dziećmi czy osobom niepełnosprawnym. Aby to nie była tylko Polska zrywu w stylu “Robimy fajne Euro 2012, pokazujemy fajną twarz Polaków i ogólnie dajemy radę”, tylko codziennej, skromnej, efektywnej pracy, która nie wysysa soków życiowych z pracownika, ale jest szanowana, sensowna i dobrze płatna.

Sądzę, że taka Polska jest ziemią obiecaną dla wielu tutaj żyjących. Nie tylko Polaków, ale też obcokrajowców, którzy ten kraj pokochali lub po prostu tutaj żyją, bo mają tutaj pracę. Sądzę też, że przywoływany przeze mnie na początku wpisu sondaż mówiący o tym, że niekoniecznie chcemy już umierać za ojczyznę, jest echem takiego myślenia o Polsce fajnej, normalnej i spokojnej. 

Owszem, wydarzenia ostatnich tygodni zostały już słusznie określone jako koniec spokojnego, bezpiecznego 25-lecia. Rosja dokonała aneksji Krymu i destabilizuje Ukrainę, podsycając procesy rozpadu tego kraju na część zachodnią i wschodnią, dążąc w ten sposób do rozwalenia tego kraju, osłabienia jego pozycji jako partnera Europy i zamienienia go w pokruszone, słabe państewko. To dzieje się tuż przy polskiej granicy i nie można być biernym. To sygnał dla polityków i wojskowych, aby przeformułować strategię obronną, szybciej modernizować armię, umacniać wojskowe sojusze, prowadzić umiejętną dyplomację. Kto wie, czy nie pozyskać na stałe do Polski mocniejszych sił NATO jako czytelnego sygnału ostraszającego. Być może też warto odbyć publiczną debatę o rozwoju systemu szkolenia wojskowego. Tak, aby przeciętny Polak nie był bezradny, gdy dostanie karabin, by sobie ręki lub nogi nie odstrzelił, by umiał zadbać o siebie i bliskich w warunkach polowych… Taka jest nasza nowa geopolityczna rzeczywistość i uciec od niej się nie da. 

Cieszy jednak (i to bardzo!), że - jeśli wierzyć sondażowi - wśród Polaków zaczyna wymierać wiara w sensowność podejścia pt. “Za ojczyznę życie oddam, bo jestem Polakiem”. Wygląda na to, że zaczynamy in gremio jako wspólnota odchodzić od tego historycznego polskiego fatum, że prędzej czy później trzeba będzie rzucić kamienie na szaniec. I zginąć w walce z karabinem lub choćby koktajlem z płonącej benzyny w walce beznadziejnej o honor i ku chwale ojczyzny. Myślę, że do wielu rodaków - zwłaszcza tych młodszych - mocno zapadły w pamięć echa bogatej dyskusji o klęsce Powstania Warszawskiego. Powstania heroicznego, walki godnej najwyższego szacunku, ale wymuszonej przez bezens politycznej kalkulacji opartej na mrzonkach. Walki, która spaliła polską stolicę, a w jej popiopłach zginął kwiat tego narodu. 

Żyjemy w świecie, gdy Rosja oszalała militarnie i pozwala sobie na kroki, które są niedopuszczalne w rodzinie państw demokratycznych. O tej części polskiej rzeczywistości zapomnieć nie wolno. Ale też w Polsce jako społeczeństwo mamy mnóstwo do zrobienia. Dziś często aktem niebywałego heroizmu wydaje się podniesienie butelki walającej się po podłodze autobusu czy przegonienie durni, którzy tagują markerami po odnowionych elewacjach kamienic. Dziś wielkim wyzwaniem jest uczenie Polaków pracy w grupie, współpracy i zaufania. I godzenie tej wolności w sosie polskim w rodzaju “Co wolno wojewodzie…” z poszanowaniem cudzego prawa do odmiennego zdania, do odmiennych, poglądów, wyborów i postaw życiowych. Zabrzmi to może patetycznie, ciągle warto się uczyć szacunku do zwykłego, pracowitego, ufnego, w miarę optymistycznego życia - w wydaniu zarówno indywidualnym, jak też społecznym. 

Bo przecież Polska to jest wielka rzecz. I życie to jest wielka rzecz. Ten dumny naród zawsze będzie potrafił stanąc w obronie tego, co najważniejsze. Ale nie na patriotyzm pomników teraz czas, tylko na patriotyzm małych chwil, drobnych gestów, społecznego zaangażowania. 

Bo jak tak dalej pójdzie, to wszyscy wyjadą z tego kraju na Zachód w poszukiwaniu normalności i wolności od powszechnego schamienia, a wtedy nawet psa z kulawą nogą zabraknie, by miał chwycić za karabin. 

A na koniec - hymn Polski już nie walczącej, ale coraz bardziej rozsądnej. Maria Peszek i "Sorry, Polsko".



Gdyby ktoś chciał, podrzucam dyskusję na ten temat na fanpage'u Natemat.pl.



Post użytkownika Natemat.pl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...