fot. Geoffrey Fairchild / flickr.com CC BY 2.0 |
Zazwyczaj na tym blogu toczę swoje boje z rzeczywistością, współczesną mentalnością czy różnymi cudami technologii, które pozornie mają nam ułatwiać życie, a realnie wyjaławiają je z treści. Ale dziś czas na audycję z gatunku tych pozytywnych. A mianowicie - o moim ostatnim odkryciu kosmetycznym, czyli o tradycyjnych sposobach golenia twarzy.
Od razu dodam, że zdaję sobie sprawę, iż dla stałych czytelników (tutaj szczerze się uśmiecham, bo wiem o jednej stałej czytelniczce, czyli mojej przyszłej żonie, istnienia innych w swej skromności nie śmiem nawet zakładać) dostępny tutaj tekst o kosmetykach męskich może wywołać lekki szok. Bo jak to: Maślanka, ten wiecznie marudny i rozpolitykowany gadżeciarz pisze o pędzlach do golenia, żyletkach, balsamach? Oszalał? A jednak.
Od razu dodam, że zdaję sobie sprawę, iż dla stałych czytelników (tutaj szczerze się uśmiecham, bo wiem o jednej stałej czytelniczce, czyli mojej przyszłej żonie, istnienia innych w swej skromności nie śmiem nawet zakładać) dostępny tutaj tekst o kosmetykach męskich może wywołać lekki szok. Bo jak to: Maślanka, ten wiecznie marudny i rozpolitykowany gadżeciarz pisze o pędzlach do golenia, żyletkach, balsamach? Oszalał? A jednak.