Autorem fotografii jest Marcin Biodrowski (alefoto.com.pl). |
Dowiedziałem się niedawno, że zmarła Pani Danuta Orłowska, honorowa prezes Towarzystwa Miłośników Wrocławia. To przykra informacja - tym bardziej, że odeszła kobieta, będąca jednocześnie pewnym symbolem splątanej historii wojennego Breslau, dramatycznych losów Festung Breslau, a także powojennego Wrocławia. Jej wspomnienia z tamtych lat mogłem poznać, prowadząc wywiad na potrzeby projektu realizowanego przez jedną z wrocławskich organizacji pozarządowych. Tę rozmowę znaleźć można na łamach tuWroclaw.com - tutaj. To tak na wypadek, gdyby ktoś był ciekaw niesamowitej historii rodziny z Wielkopolski, zaplątanej w wojenne dramaty doby Festung Breslau.
Zapamiętałem Panią Danutę Orłowską jako dostojną, pogodną starszą kobietę. Taką, która o wojennych przeżyciach swojej rodziny potrafiła mówić spokojnie, jakby relacjonując przeczytaną książkę i nawet chwilami śmiać się z nich. Były w tej rozmowie także momenty wzruszające, kiedy Pani Danucie głos zatrzymywał się w gardle, bo próbowała walczyć z rosnącym wzruszeniem i dramatycznymi wspomnieniami. To była opowieść o wojennej zawierusze, dramatach, o chwilach mrożących krew w żyłach, ale też o sile miłości, która pozwoliła jej wraz z rodziną przetrwać ten dramatyczny czas. Pani Danuta Orłowska, mimo wojennej traumy, w swoich późniejszych latach zaangażowała się też w odbudowę Wrocławia. O tych chwilach też opowiadała, z błyskiem dumy w oczach.
A po rozmowie, gdy już przyszedł czas, by spisać wywiad z dyktafonu, połapałem się, że nie zadałem praktycznie żadnego pytania. Ot, co najwyżej dwa lub trzy. I w toku prac redakcyjnych musiałem dorzucić kilka, by ta rozmowa miała ręce i nogi. Pamiętam też, że Marcin Biodrowski (fotograf towarzyszący temu wywiadowi) był równie, mówiąc kolokwialnie, wbity w ziemię. Tak fascynujące, poruszające i pouczające jednocześnie było to, o czym opowiadała Pani Danuta Orłowska. To była rozmowa, która poprzestawiała trochę trybików w mojej głowie. Była najlepszym dowodem na to, że nawet z najgorszej traumy można wyjść obronną ręką, być po niej człowiekiem pogodnym i otwartym na innych. Doceniłem po niej wagę historii i tożsamości Wrocławia. Zrozumiałem dobitnie, że o to, by obywatele mieli wpływ na losy swojego miasta, walczyły całe pokolenia, dlatego dziś tego prawa nie wolno lekceważyć ani marnować np. wyborczego głosu.
Szkoda, że już Pani tego nie przeczyta.
A po rozmowie, gdy już przyszedł czas, by spisać wywiad z dyktafonu, połapałem się, że nie zadałem praktycznie żadnego pytania. Ot, co najwyżej dwa lub trzy. I w toku prac redakcyjnych musiałem dorzucić kilka, by ta rozmowa miała ręce i nogi. Pamiętam też, że Marcin Biodrowski (fotograf towarzyszący temu wywiadowi) był równie, mówiąc kolokwialnie, wbity w ziemię. Tak fascynujące, poruszające i pouczające jednocześnie było to, o czym opowiadała Pani Danuta Orłowska. To była rozmowa, która poprzestawiała trochę trybików w mojej głowie. Była najlepszym dowodem na to, że nawet z najgorszej traumy można wyjść obronną ręką, być po niej człowiekiem pogodnym i otwartym na innych. Doceniłem po niej wagę historii i tożsamości Wrocławia. Zrozumiałem dobitnie, że o to, by obywatele mieli wpływ na losy swojego miasta, walczyły całe pokolenia, dlatego dziś tego prawa nie wolno lekceważyć ani marnować np. wyborczego głosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz