poniedziałek, 6 lipca 2015

O Szczepanie, który wybrał Mercedesa zamiast etosowego niedożywienia

Przepis na skandal w polskim wydaniu? Nic trudnego. Bądź sławnym pisarzem, ogłoś, że zostajesz ambasadorem prestiżowej marki samochodowej. Efekt? Zostajesz włożony do worka z etykietą “sprzedawczyk” i “zdrajca etosu”. 

Niby Polska od lat się zmienia na lepsze, laicyzuje, wyciąga wnioski z procesów intelektualnych, które trwają od lat. Obszar tych zmian jest ogromny i tak szeroki, jak szerokie jest spektrum życia społecznego, kulturalnego, religijnego, seksualnego i Bóg jeden wie, jakiego jeszcze. Że pieniądze to nic złego, a ich zarabianie to przyjemność, a nie powód do rozpętania obyczajowego skandalu. Rzecz jasna, o ile zarobiło się je uczciwie, a nie np. za sprawą przyjęcia pod stołem koperty z łapówką. 

No właśnie, niby. Bo wystarczy, że popularny i ceniony pisarz pochwali się sukcesem majątkowym i współpracą z luksusową marką samochodową. I momentalnie zostaje potępiony w czambuł. 

Takim właśnie sukcesem (bo umówmy się: w kraju, gdzie czytelnictwo leży i rzęzi jak gruźlik w ostatnim stadium choroby, to jest sukces) pochwalił się pisarz Szczepan Twardoch. Ogłosił na Facebooku, że został ambasadorem marki Mercedes. I dzięki tej współpracy wyjechał z salonu samochodowego nowoczesnym, luksusowym autem tej właśnie marki.

Kocham samochody. Nigdy się z tą miłością nie kryłem, dziś zaś chciałem z dumą ogłosić, że właśnie zostałem ambasadorem...
Posted by Szczepan Twardoch on 3 lipca 2015

Twardoch, który ma w swoim pisarskim dorobku tak udane powieści, jak “Morfina” i “Drach”, został uznany przez szefostwo Mercedesa za twórcę dobrze pasującego do wizerunku marki. Jest bowiem Szczepan Twardoch sam w sobie taką trochę marką luksusową. Dobry strój, modna fryzura, upodobanie do pewnej etykiety… Ba, jest też współautorem książki - poradnika dla facetów, w którym pół żartem, pół serio tłumaczy, jak np. dobrać poszetkę, jak ugotować kobiecie kolację inną niż parówki z wody, jak się golić czymś innym niż maszynką jednorazową i pianką do golenia… 

Słowem - nie pasuje do stereotypowego wizerunku pisarza, który powinien przymierać głodem, jeść wędliny z przeceny w Tesco (bo są o godziny od przekroczenia terminu ważności do spożycia), cierpieć na depresję, suchoty i zapalenie spojówek. I nie jest to twórca, który ostentacyjnie gardzi luksusem, bo woli żywić się etosem pisarza - czymkolwiek on jest. 

Nic z tych rzeczy. Szczepan Twardoch i w swojej Facebookowej twórczości (tutaj puszczam oczko), i w udzielanych wywiadach prasowych, i we wspomnianym już poradniku dla mężczyzn nijak nie pasuje do tego sterotypowego wizerunku pisarza - umarlaka żyjącego dla czystości swojej Idei. Wręcz przeciwnie. To normalny facet, który nie stroni od tego, co leży na wyższych półkach, co aspiruje do miana produktu luksusowego. Zarówno, jeśli chodzi o rzeczy, jak też w sferze pewnego stylu bycia i życia. Ot, trochę birbant, trochę jadący na przemyślanym (ale ciągle wiarygodnym!) wizerunku pisarz z Polski.

Ale, jak napisał znany w literackim świecie Paweł Dunin-Wąsowicz w komentarzu do wpisu Twardocha na Facebooku: “No to się ciesz, ale od dziś nie mogę Cię już poważnie traktować jako pisarza”.

Przeczytałem ten komentarz i złapałem się za głowę. Co tu dużo gadać. 

Czy to źle, że podjął się współpracy z Mercedesem jako ambasador marki? Absolutnie nie! Z wizerunkowego punktu widzenia, Szczepan Twardoch trafił wręcz w dziesiątkę, bo luksusowy Mercedes jako jego atrybut dobrze komponuje się z tym, co pisarz przez lata mówił i pisał o sobie samym.

Po drugie, ważniejsze: jeszcze nie umarła literatura w Polsce, skoro pisarza zaproszono do promowania marki Mercedes. Nie wiem, czy jest to zapowiedź trwałej zmiany i odbicia się literatury jako takiej w naszym kraju. Jeden Twardoch w luksusowym Mercedesie raczej tego nie zmieni. Ale jeśli tak prestiżowa firma zdecydowała się wziąć na swoje polskie sztandary pisarza, to znaczy, że gość reprezentuje sobą tyle, iż to wystarczy, by dobrze nieść w świat to, co firma chce o sobie powiedzieć i to, co chce, aby o niej myślano.

I nie zaprosiła do współpracy Dody czy innego Trybsona. Wzięła faceta, który trudni się zajęciem mimo wszystko niszowym, czyli pisaniem prozy. Dla tych, którzy zajmują się wydawaniem bądź promowaniem literatury w Polsce, taka informacja powinna być powodem do tego, by otworzyć szampana i wziąć solidny łyk. Bo na sukcesie Twardocha można spokojnie wykuć kilka innych, pomniejszych pomysłów na to, jak informować o swoich książkach. Bo okazało się, że co prawda nie każdy, kto pisze książki, jest Szczepanem Twardochem, ale za to przy odrobinie pracy intelektualnej można powiązać prozę z luksusem! Z czymś, co co warto sięgnąć, co warto mieć na półce, ba - czym nawet można się pochwalić! I nie tylko w formie statusu ze zdjęciem na Fejsie czy Twitterze, ale wśród znajomych, podczas proszonych obiadów czy rozmów przy piwie.

Wystarczy tylko chcieć. Niestety, jak widać w komentarzach do wpisu Szczepana Twardocha na Facebooku, szlachetna bieda to jedyne, czego można i należy oczekiwać od pisarza. Luksus? Tfu, tfu, tfu. Jedynym luksusem, obok którego pisarz powinien stanąć, to tanie podróby cygar kupione na straganiku w galerii handlowej. Albo jakiś literacki biały kruk na domowym regale.

Ale Mercedes? W życiu! To nie przystoi pisarzowi!

Dziwne i smutne zarazem, że tak znana postać świata literackiego, jaką niewątpliwie jest Paweł Dunin-Wąsowicz, zareagowała z zawiścią i moralną czujnością co do czystości etosu w sytuacji, gdy pisarzowi naprawdę coś się udało. I to nie jakiemuś marnemu pisarzynie, który zasłynął tylko brawurowym spisem treści, a prozą uśpił nawet tych, co chorują na ciężką bezsenność. A przecież tu nie ma co krytykować. Tu trzeba łapać wiatr w żagle. Dlaczego? Bo, uwaga, okazało się, że literatura w Polsce może być dla poważnej firmy kojarzonej z luksusem dobrym nośnikiem do promowania marki i jej produktów. 

Może więc zamiast tępić Twardocha za jego rzekome sprzedanie się, lepiej po prostu umówić się z nim na przejażdżkę tym Mercedesem, złapać wiatr we włosy i pomyśleć, co zrobić, żeby takie propozycje od Mercedesa były bardziej regułą, a nie pewną egzotyką? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...