czwartek, 27 października 2016

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0.
Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwarzaczu mp3 miałem wtedy załadowany album “Death Magnetic” Metalliki. Fascynacjom i zachwytom nie było końca! Bo była to płyta wyczekiwana tak długo, z tęsknotą taką… A co by nie mówić, będąc zagorzałym fanem na Metallikę po prostu się czeka. 

Jak można się domyślić, podczas podróży pociągiem z Warszawy do Wrocławia - która trwała wtedy nawet 6 godzin - łatwo było odpłynąć, łapiąc metallikowe dźwięki. Z tego błogostanu wyrwała mnie dopiero jedna ze współpasażerek, prosząc o ściszenie muzyki, bo tego typu nuty zdecydowanie burzyły jej spokój.

niedziela, 28 lutego 2016

List do Komitetu Obrony Demokracji

fot. Adam Grycuk (Wikipedia, CC BY-SA 3.0).
Drogi KOD-zie - dobrze, że jesteś. To niesamowite wiedzieć, że są jeszcze w Polsce całe setki ludzi, którzy wierzą w sens hasła “Nam nie jest wszystko jedno” NIE tylko dlatego, że służy ono jako reklamowe motto jednego z krajowych dzienników. Ludzi, którzy wierzą w zasady państwa prawa, w demokrację liberalną, w prawo i sprawiedliwość - ale jako wartości, a nie w partię polityczną, która zarówno prawo, jak też sprawiedliwość traktuje wyjątkowo cynicznie, użytkowo. 

Mówią przeto, że demokracja liberalna i społeczeństwo obywatelskie nie są sexy. Że trudno ich bronić, bo to przecież oczywistości. I że łatwiej się walczy w imię Wielkich Haseł, jak Bóg, Honor i Ojczyzna, bo to przecież takie polskie, bo przecież polskość jest atakowana rzekomo z każdej strony, sprzedawana i zatruwana ponoć obcymi wpływami. A przecież demokratyczne zasady to również Wielka Sprawa. Bez nich okazuje się, że - jak obserwujemy to w Polsce przez ostatnie miesiące - rządzi nie siła prawa, ale prawo siły. Do tego cynizm, partyjniactwo, mit o przewodniej roli partii w narodzie, stawianie prymatu prawa pisanego przez parlamentarną większość na potrzeby li tylko partyjnej machiny, a nie na potrzeby całego społeczeństwa i państwa. 

niedziela, 3 stycznia 2016

Na Nowy Rok

fot. Cris, Flickr.com, CC BY 2.0. 
Początek nowego roku to taki moment w życiu wielu osób, w którym planuje się osobiste cele, rozmyśla się nad planami realizacji marzeń, snuje się wizje tego, co chciałoby się zrobić przez najbliższe dwanaście miesięcy. Nie chcę traktować tych deklaracji jak prawd objawionych, ale sądzę, że opisanie publicznie kilku zamierzeń może zadziałać motywująco. A zatem, do dzieła!

W 2016 r. życzę Wam zdrowia, miłości, siły do walki o siebie i swoje marzenia, jeśli trzeba będzie walczyć. A także mądrości, wielu świetnych książek, dobrej muzyki i wszystkiego, co Was buduje. Dobrych dni, pełnych dobrych ludzi i dobrych zdarzeń, do których będziecie chętnie wracali wspomnieniami. 

A skoro to mój blog, to myślę, że mogę i sobie - nieco egoistycznie - życzyć spełnienia kilku marzeń: 

- aby cały czas (codziennie!) kochać i być kochanym
- aby więcej podróżować z K., odwiedzając nasze dolnośląskie góry, ale też miasta małe i duże, w Polsce i poza nią
- aby więcej biegać, trenując tak uparcie, by zbudować formę do przebiegnięcia najpierw biegu na 10 km, a potem półmaratonu
- aby udało się zebrać wszystkie wydane w Polsce książki Andrzeja Stasiuka
- aby jeszcze więcej (nie tylko 25 książek, jak w roku 2015) czytać i jeszcze więcej pisać
- aby udało się skompletować wszystkie potrzebne sprzęty do domu i urządzić się w nim na całego, dbając o to wspaniałe ciepło, które już - dzięki K. - codziennie w nim grzeje
- aby Śląsk Wrocław jednak awansował do pierwszej ósemki Ekstraklasy i powalczył do końca o jak najlepszy wynik w tym sezonie
- aby dbać o przyjaciół
- aby umieć wykorzystywać szanse, które przyniesie los, zachowując przy tym pokorę i nie łasząc się na błyskotki, pozory splendoru i własnej mocy

Mam nadzieję, że 31 grudnia 2016 r. będę mógł wrócić do tego wpisu nie z poczuciem niedosytu, ale z radością, że udało się doczekać spełnienia najlepiej każdego z tych marzeń. 


Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...