czwartek, 9 października 2014

Kraina podwójnych standardów

fot. Tama Leaver, flickr.com/CC BY 2.0.
Standardy polskiej debaty publicznej nie są jednakowe dla każdego uczestnika. Niby wiadomo o tym od dawna, ale ostatnie wydarzenia z prof. Janem Hartmanem i Rafałem Ziemkiewiczem udowodniły, że skrobanie konserwatywnego kanonu myślenia to krok samobójczy, za to prostackie podejście do kobiet uchodzi na sucho.

Na początek przedstawmy pokrótce uczestników niedawnego medialnego spektaklu, którego echa jeszcze rozbrzmiewają na salonach dyskusji publicznej w Polsce.

Aktor nr 1 - prof. Jan Hartman. Postać to znana i aktywna w debacie publicznej. Z inklinacjami lewicowymi, przynajmniej oficjalnie, bo też Twój Ruch Janusza Palikota to raczej ideologiczna tablica Mendelejewa, a nie zwarte światopoglądowo ugrupowanie polityczne. Naukowiec z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, felietonista i bloger “Polityki”, także działacz Twojego Ruchu. Dyskutant wyrazisty, potrafiący (i najpewniej lubiący) skandalizować swoimi poglądami, bo też takie mamy czasy - łagodne wyjaśnienia nie przebiją się szerzej, trzeba szokować, upraszczać, aby przekaz trafił do szerokich mas. Z tym mechanizmem prof. Hartman radził sobie nieźle. Do czasu, ale o tym później.

Aktor nr 2 - Rafał Ziemkiewicz. Człowiek wszechstronnie piszący - dziennikarz, publicysta, pisarz, swego czasu także rzecznik prasowy partii Janusza Korwin-Mikke. Autor jednoznacznie kojarzony z prawicą, publikujący dziś w tygodniku “Do Rzeczy”, a wcześniej m.in. we “Wprost”. Ziemkiewicz związany też jest z mocno prawicową Telewizją Republika.

Obaj Panowie (chciałem napisać per gentlemani, ale nie wiem, czy ich nazwiska wypada teraz stawiać obok męskiej klasy i fasonu) zasłynęli niedawno poglądami, nazwijmy je oględnie, mocno kontrowersyjnymi. Ale jeden z nich za swoje idee oberwał mocno i z każdej strony, drugi zaś wywołał rechot myślących podobnie, choć też mu się dostało, ale po kieszeni - bo Onet.pl zerwał świeżo zawarty kontrakt na usługi felietonistyczne Ziemkiewicza.

Napisał prof. Jan Hartman na swoim blogu na internetowych łamach “Polityki”, że jego zdaniem w Polsce trzeba odbyć debatę na temat kazirodztwa. Skąd w głowie naukowca pomysł, że Polska właśnie teraz potrzebuje dyskusji na ten temat - jedynie on sam raczy wiedzieć.  Profesor stwierdził, że związki kazirodcze “są złe, bo są zakazane”. Wspomniał też, że w Niemczech właśnie toczy się intensywna dyskusja etyczna na temat zniesienia karalności za tego typu relacje. I zaznaczył, że w jego ocenie także nasz kraj potrzebuje bardziej liberalnego podejścia do kazirodztwa. Po tej wypowiedzi rozpętała się burza. Profesora skrytykowano od prawa do lewa, Janusz Palikot wyrzucił go z Twojego Ruchu, a komisja etyki krakowskiego UJ zamierza zająć się wypowiedzią kontrowersyjnego naukowca.

Z kolei Rafał Ziemkiewicz błysnął na Twitterze taką oto myślą (w kontekście informacji, że pewien wydalony już ze stanu duchownego dominikanin z Gdańska wykorzystał seksualnie znajomą będącą pod mocnym wpływem alkoholu):

Gdy szczerze zirytowani użytkownicy Twittera zaczęli krytykować publicystę za jego - co tu owijać w bawełnę - kretyńską wypowiedź, dziennikarz odpowiedział im następująco:

Co ciekawe (i jednocześnie żenujące), znaleźli się też tacy, którzy gratulowali Ziemkiewiczowi podejścia do relacji damsko-męskich wyłożonych przez niego w klarownej myśli na Twitterze. Ale byli też tacy, którzy krytykowali publicystę za tego typu idiotyzmy. Portal Onet.pl, z którym Ziemkiewicz niedawno związał się umową i miał pisać dla niego felietony, wycofał się z kontraktu. A sam pisarz, zanim jeszcze podziękowano mu za jego usługi, w tym samym Onecie stwierdził krótko: moja wypowiedź była tylko żartem.

Świński żart, Panie i Panowie. Wicie, rozumicie - chciałoby się dodać. W tle słychać już rubaszny rechot Andrzeja Leppera "żartującego", że przecież nie można zgwałcić prostytutki. A wszystko podlane zatęchłym sosem prostackiego maczyzmu, z którego dla wielu w jakiś przedziwny sposób wynika, że kobieta to tylko obiekt seksualny. Jak pijana - można wziąć i wykorzystać. Przecież sama się prosiła, bo mogła się nie upijać!

Podobieństwa widać jak na dłoni. Obaj Panowie poruszyli - z głupia frant - tematy relacji seksualnych między kobietą i mężczyzną (choć kazirodztwo wydaje się być szerszym tematem, np. w sferze seksualnych relacji braci, ale wspominam o tym tylko dla sprecyzowania pojęcia). Prof. Hartman naruszył tabu, Ziemkiewicz wpisał się w "normę", która dla wielu mężczyzn (zapewne nie tylko w Polsce) jest oczywistością: kobieta to nie byt autonomiczny, której wolność należy szanować, ale byt istniejący po coś. Do opieki nad domem, do rodzenia dzieci, to obracania w rękach, do klepania po pośladkach, do komplementów często maskujących poczucie wyższości i niezdrowe zainteresowanie... Sądzę, że każda z Czytelniczek i każdy z Czytelników rozumie doskonale, co się kryje za tak opisaną maczystowską wizją świata.

Tymczasem moim zdaniem tak na dobrą sprawę nie ma o czym rozmawiać. Kazirodztwo jest i powinno zostać zakazane prawnie. Choćby z prostego powodu, że zdaniem lekarzy takie związki grożą bowiem, że dzieci w nich urodzone będą miały nieodwracalne wady. I takie związki to też skrajny wariant relacji damsko-męskich. To oczywiste, że wg natury związek optymalny to związek samiczo-samczy (w wersji ludzkiej mężczyzny i kobiety). W naturze występują też relacje homoseksualne tak między zwierzętami, jak też między ludźmi. I te ostatnie też zasługują na szacunek, na pewne prawne formy ułatwiania wspólnego życia, a przede wszystkim na prawo do spokojnego życia i do tolerancji. W Polsce już samo przyjmowanie do wiadomości homoseksualizmu przychodzi z wielkim trudem, a na temat takich związków padło już tyle obrzydliwych słów, że to aż trudne do wyobrażenia, ile pogardy można znaleźć dla drugiego człowieka tylko z powodu, że kocha inaczej niż sugeruje przyjęta powszechnie norma.

Ale związki seksualne brata i siostry? Albo ojca i córki? Syna i matki? To są rzeczy praktycznie nie do przyjęcia, zaburzające podstawowe normy, w oparciu o które funkcjonują społeczeństwa (a przynajmniej zdecydowana ich większość) od wieków. Kultura zna oczywiście wiele tekstów literackich (i nie tylko), gdzie tabu kazirodztwa jest zdejmowane, gdzie opisywane są związki kazirodcze. Nie jestem też antropologiem, etykiem czy tym bardziej księdzem, aby z pozycji naukowych czy religijnej moralności kogokolwiek potępiać za tego typu związki. Natomiast bardzo głęboko uważam, że kazirodztwo jako tabu powinno nim pozostać i być traktowane jako szkodliwe odstępstwo od reguły. Jestem bardzo głęboko przekonany, że nie ma powodu, aby tę regułę zmieniać. Ale sądzę też, że nie należy karać za poddanie pomysłu na debatę o kazirodztwie jako takim, co zrobił prof. Hartman. Wydaje się za to, że tego typu intelektualne prowokacje należy potraktować tak, jak na to zasługują: czyli z pobłażaniem i odmawiając powagi temu, kto je głosi. Bo sądzę, że nikt poważny nie weźmie na serio postulatu legalizacji kazirodztwa.

Co innego cytowana wyżej "opinia" wygłoszona przez Rafała Ziemkiewicza. Tego typu przedziwny maczyzm, u podstaw którego spoczywa pogląd, że kobietę można traktować przedmiotowo i nawet wykorzystać seksualnie w chwili słabości, ciągle jeszcze pokutuje w Polsce. Zgoda, tego typu "poglądy" to nic nowego, podobne głosi się od dawna i nie tylko nasz kraj ma problem z ideami typowego macho, z mocno konserwatywnym poglądem na rolę tak kobiety, jak i mężczyzny w rodzinie, w pracy czy w życiu publicznym. Ale tego typu idee trzeba rugować z całą mocą, bo są zwyczajnie szkodliwe!

Kobieta i mężczyzna są w oczywisty sposób różni w swojej biologiczności, później najczęściej dziewczynki i chłopców socjalizuje się w inny sposób, do innych ról społecznych. Bardzo różna bywa mentalność, różne bywają także potrzeby - tak emocjonalne, jak też zawodowe czy każde inne. Ale mimo różnic, kobiety i mężczyźni są równi. Każda kobieta zasługuje na ten sam szacunek, co mężczyzna. Za swoje dokonania na różnych polach, za osiągnięcia i sukcesy.

Różni, ale równi - to kluczowe sformułowanie. A pogląd, że kobieta pijana to usprawiedliwiony łup seksualny, to czysty i niczym niezmącony kretynizm. Szkodliwy, bo ktoś występujący z pozycji autorytetu może przekonać swoich np. czytelników, że pijaną to można i trzeba. Nie można - nigdy bez wiedzy i zgody, bez obupólnej chęci!

Trzeba być wyjątkowo podłym, pozbawionym elementarnego szacunku do kobiet człowiekiem, aby publicznie żartować z dramatu zgwałconej kobiety. I jeśli prof. Jan Hartman poniósł konsekwencje za to, co napisał na blogu o kazirodztwie, to tym bardziej niejaki Rafał Ziemkiewicz powinien zostać objęty ostracyzmem jako ktoś, kto nie zasługuje na choćby cień uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...