wtorek, 25 listopada 2014

Szczupak wpłynął do stawu i rozruszał leniwe ryby. To największe zwycięstwo Wrocławia z kampanii samorządowej

fot. Klearchos Kapoutsis, flickr.com/CC BY 2.0.
Ku zaskoczeniu wielu osób, w tym zwłaszcza urzędującego prezydenta Wrocławia i jego politycznej drużyny, kampania wyborcza nie okazała się być tak jałowa, jak dwie poprzednie. Myślę, że nie tylko zwycięzca drugiej tury wyborów prezydenta miasta będzie miał powód do radości. Także ci, którzy narzekali na uwiąd jakiejkolwiek debaty o sprawach miasta, mogą już odtrąbić swój sukces.

Dotychczas dyskusja o mieście i kierunkach jego rozwoju, o realizowanych inwestycjach, jakiekolwiek próby zmiany wektorów polityki obranych przez magistrat wyglądała jak debata krzykaczy toczona przez szybę w wygłuszonym pokoju. Rafał Dutkiewicz i jego zwolennicy od lat głoszą swoją prawdę - we Wrocławiu jest super, więc o co Wam chodzi?

Przecież w mieście spadło bezrobocie, do Wrocławia ściągają prestiżowi inwestorzy zagraniczni (jak Google czy Amazon), mamy szybką i bezpieczną (to cytat ze spotu wyborczego kandydata Rafała Dutkiewicza) komunikację miejską, każde dziecko ma zapewnione miejsce w przedszkolu, infrastruktura - tak drogi, jak też np. torowiska tramwajowe - są u nas na najwyższym poziomie, mamy wyremontowany Dworzec Główny PKP i Autostradową Obwodnicę Wrocławia… Na marginesie, te dwa przykłady irytują najmocniej, bo to nie magistrat realizował te inwestycje - śmiem twierdzić, że gdyby to miasto zabrało się za te projekty, pociągi do dziś odjeżdżałyby z dworca tymczasowego, a AOW byłoby jedynie kreską na mapach projektantów. Ale wracając do meritum - gdyby przyjąć bezkrytycznie narrację o Wrocławiu serwowaną przez magistrat, można by uwierzyć, że do pełni szczęścia we Wrocławiu brakuje nam tylko mikroklimatu, dzięki któremu na ulicach rosłyby u nas bananowce, z drzew można by zrywać banknoty nominowane w euro, a przy naszych tramwajach to Pendolino byłoby jak dziecięca kolejka.

Opowieść o mieście kontra szara rzeczywistość
Narracja narracją, magistrat ma od tego sztab ludzi, żeby lansować swoją wizję miejskiej rzeczywistości, bo to leży w żywotnym interesie urzędników wyższego szczebla, prezesów spółek miejskich oraz przede wszystkim tych, którzy zajmują stanowiska polityczne, czyli prezydenta i jego zastępców. Oni muszą opowiadać, że czego się dotkną, zamienia się w złoto/w sukces inwestycyjny, bo gdyby było inaczej, to po co mieliby dalej zajmować swoje posady?

Narracje mają jednak to do siebie, że lepiej nie snuć opowieści zbyt mocno oderwanych od rzeczywistości. Bo gdy ktokolwiek podejmie odrobinę trudu poznawczego, by skonfrontować wizję z faktami, upadek tego, który opowiada, może być bolesny.

Istotnie, we Wrocławiu nie doświadczamy anarchii, a nie trzeba sięgać daleko pamięcią, by przypomnieć sobie, jak wyglądały poszczególne punkty miasta jeszcze kilka lat temu. Nikt nie zamierza odmawiać ekipie prezydenta Rafała Dutkiewicza zasług, bo mają kilka sukcesów na koncie.
Przy ocenie dorobku urzędującego polityka należy jednak postawić sobie kluczowe pytania. A mianowicie - czy był skuteczny? Czy wizja rozwoju, którą wdrażał i którą deklaruje podtrzymać, wydaje się być tą optymalną? Wreszcie, czy prezydent jako lider i twarz konkretnego środowiska politycznego utrzymuje otwartość na potrzeby wyborców, czy też jako urzędujący na stanowisku od lat polityk w sposób naturalny oderwał się od kontekstu realnych potrzeb społecznych?

Moim zdaniem zdarzenia z rozpoczętej w 2010 r. i dobiegającej już końca kadencji Rafała Dutkiewicza dowodzą, że coraz więcej wrocławian zadało sobie pytania, które wskazałem powyżej. I wbrew temu, co twierdzi prezydent, do drugiej tury wyborów doszło nie dlatego, że tuż przed pierwszą serią głosowania w lokalnych mediach pojawiły się publikacje rzucające poważny cień na wizerunek prezydenta oraz jego urzędników. Na utratę zaufania pracuje się przez długi czas, a patrząc na tegoroczny i poprzedni wynik wyborczy prezydenta widzimy radykalną różnicę in minus: w 2014 r. Rafał Dutkiewicz zanotował wynik słabszy o ok. 30 pkt. procentowych niż cztery lata temu. Przy takim spadku trudno mówić o przypadku.

Wszystkie błędy prezydenckiego dworu
To jest liczba, która mówi sama za siebie i na którą prezydent Dutkiewicz - nie tylko osobiście, ale także jako patron i przełożony wielu miejskich oficjeli - sumiennie zapracował.

Wrocław nie ma bowiem sprawnej komunikacji miejskiej. Ma zaś komunikację traktowaną jak usługa socjalna dla biedoty i tylko czasem dorzuci się trochę nowego taboru, bo w mieście projektowanym dla turystów (głównie zagranicznych) nie wypada pokazywać rozklekotanych autobusów czy tramwajów, a skoro można zdobyć dofinansowanie z UE na zakup nowych tramwajów, to magistratowi wszystko jakoś się dopina. A patrząc na kwotę, którą w 2015 r. Wrocław zamierza przeznaczyć na Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne nie ma co się łudzić - status quo z tego roku zostanie utrzymane, więc lepiej nie będzie. Na dodatek szykowana jest quasi prywatyzacja miejskiej komunikacji, poprzez przekazanie prywatnej firmie obsługi szeregu linii obsługiwanych dotąd przez MPK. Za większe pieniądze niż dostawał miejski przewoźnik.

We Wrocławiu pojawiają się zagraniczni inwestorzy, ale czy to wyłączna zasługa magistratu? Taka hipoteza wydaje się być nieuzasadniona. Owszem, obecność w mieście takich firm, jak Google czy IBM świadczy o jego atrakcyjności. Ale Wrocław to miasto akademickie, z dużą liczbą dobrze wykształconej, znającej języki obce młodej kadry, z wieloma połączeniami lotniczymi z miastami Europy, z pięknym Rynkiem i zabytkami znanymi w Europie, jak np. Hala Stulecia, położone też blisko Niemiec i Czech. Ma zatem miasto naturalne atuty, które nie zależą od polityki ekonomicznej magistratu. Miasto może rzecz jasna próbować je wzmacniać (i nie przeszkadzać), ale i bez tego Wrocław z naturalnych przyczyn jest dobrym miejscem dla zagranicznych inwestorów.

Wrocław ma chaotyczną politykę komunikacyjną, mimo przyjętych oficjalnie założeń w zakresie transportu miejskiego. Na to, co się dzieje na ulicach miasta, narzekają wszyscy - kierowcy prywatnych aut i autobusów MPK, motorniczowie tramwajów, rowerzyści, piesi. W efekcie, mimo otwarcia AOW i wyraźnego spadku natężenia ruchu tranzytowego przez miasto, ulice nadal duszą się w korkach, a wrocławska komunikacja miejska jest na topie ogólnopolskiej listy tych najwolniejszych.

Władze Wrocławia od lat zaniedbuje tematykę stworzenia kolei aglomeracyjnej z prawdziwego zdarzenia, na dodatek uciekając się do tematów - wydmuszek, jak budowa metra czy nieznanego polskiemu prawodawstwu na poziomie konkretnych przepisów tramwaju dwusystemowego. Ani zatem sprawna, ani - pamiętając o naprawdę częstych wypadkach z udziałem wozów komunikacji miejskiej i wykolejeniach tramwajów - ani bezpieczna. Niestety.

Władze Wrocławia dopuściły do wysokiego zadłużenia spółek miejskich oraz tych, w których gmina jest ważnym udziałowcem. Skala tego zadłużenia sięga miliardów zł i choć prezydent pociesza, że ich ewentualny upadek nie obciąży bezpośrednio miasta, to jednak zasadne jest pytanie: kto za to zapłaci, jeśli nie właściciel spółki?

Władze Wrocławia przyjęły politykę zarządzania festiwalowego, stawiając na gigantomańskie projekty, jak World Games 2017. Zaznaczę, że projekt Europejskiej Stolicy Kultury uważam za sukces tego miasta i choć jego wdrożenie do tej pory zostało koncertowo wręcz zepsute, to wierzę, że to, co robione odgórnie dusi się w uścisku niemocy, zacznie działać i nabierać mocy oddolnie, wśród wrocławskiego środowiska kulturalnego.

Co najważniejsze - miejski budżet nie jest z gumy. Jeśli wydamy 1 mld zł na stadion na Pilczycach, to tego miliarda zabranie na inne cele. We Wrocławiu brakuje, a co gorsza, władze miasta poprzez Budżet Obywatelski spychają małe, ważne w skali dzielnicy, osiedla czy wręcz kilku ulic inwestycje (jak remont chodnika czy budowa nowego placu zabaw) do roli plebiscytu, o zwycięstwo w którym sami mieszkańcy muszą się postarać. I ewentualnie po wygranej mogą liczyć na równy, bezpieczny chodnik itp. To sprawia, że potrzeby mieszkańców miasta zostały postawione na głowie, a Wrocław wg wizji prezydenta Dutkiewicza to miasto, które ma być znane w świecie, najlepsze w Polsce i chlubiące się wielkimi projektami. To, co małe, w świadomości prezydenta z roku na rok istnieje coraz mniej.

Króla wygoniono z zamku i... Mocno się zdziwił
Tę listę można by jeszcze długo ciągnąć. Nie chodzi mi jednak o rozliczenie urzędującego prezydenta - to zrobią in gremio wyborcy, decydując w drugiej turze wyborów prezydenckich. I vox populi trzeba będzie uszanować.

Najważniejsze za to, że Wrocław i polityka jego rozwoju wreszcie została poddana szerokiej debacie publicznej. Nie na forach internetowych, gdzie często królują ci sami krzykacze. Nie na debatach organizowanych przez ideowych, promujących zmianę aktywistów miejskich. Dzięki świetnemu wynikowi wyborczemu Mirosławy Stachowiak-Różeckiej z PiS, Rafał Dutkiewicz musiał stanąć do debaty zorganizowanej najpierw przez "Gazetę Wyborczą", a później przez TVP Wrocław. Jego tezy i oceny na temat prowadzonej przez niego polityki zostały poddane krytycznej refleksji.

Obrazowo można by powiedzieć, że króla siłą wypchnięto z jego zamku i zmuszono do spaceru wśród obywateli. I żyjący do tej pory iluzjami król w rozmowach z ludźmi zaczął rozumieć, że w niektórych punktach bardzo się mylił. Po powrocie do zamku obiecał, że się zmieni i naprawi błędy. Pytanie tylko, czy po tylu latach u stery władzy w mieście będzie w stanie przyjąć zupełnie inną optykę? Bo trudno się oprzeć wrażeniu, że wychodząc naprzeciw społecznym oczekiwaniom o więcej dyskusji, więcej konsultacji społecznych, więcej inwestycji małych, ale potrzebnych, a mniej pomnikowych i kosztownych Rafał Dutkiewicz w pewnym sensie musiałby się narodzić na nowo jako prezydent. Wyjść od opcji zerowej, wrócić do korzeni i początków swojego zarządzania miastem z 2002 r., widzieć Wrocław realnym i rozwiązywać jego realne problemy, a nie budować miasto, które można dobrze sprzedać na kolorowych pocztówkach, ale coraz trudniej nim żyć - wbrew temu, co sądzi prezydent zamknięty w swoim gabinecie. To nie będzie proste zdanie.

Dotychczas o tym, że we Wrocławiu trzeba inaczej, mówiono tam, gdzie trudno było o echo niosące dalej takie słowa. Jesień br. przyniosła zmianę i nareszcie toczy się debata o mieście. Nawet, jeśli polityczne status quo we Wrocławiu utrzyma się, to i tak tysiące głosów oddane na Mirosławę Stachowiak - Różecką w pierwszej i w drugiej turze wyborów to realny kapitał polityczny.

Dotychczas był Rafał Dutkiewicz i długo, długo nic. Czasem prezydent obrywał od Bogdana Zdrojewskiego, ale względy partyjne zaważyły na tym, że poprzednik Dutkiewicza w fotelu prezydenta Wrocławia musiał nieco spuścić z tonu. Teraz prezydentowi wyrósł poważny rywal, który może zbudować wokół siebie coś trwalszego niż doraźny front mówiący "Nie dla Rafała Dutkiewicza". Dodajmy, że to rywal spoza obozu PO - Rafał Dutkiewicz, którego radni będą mieli większość w Radzie Miasta, a więc z definicji nastawiony na budowanie rzetelnej opozycji. A gdy będzie ktoś silny głosami wyborców, kto potrafi się sprzeciwić urzędowej propagandzie sukcesu, wtedy także decyzje magistratu mogą przestać być tak nieznośnie arbitralne, za to bardziej odpowiadające temu, czego realnie potrzebują mieszkańcy tego miasta.

Tego we Wrocławiu w minionych latach bardzo brakowało. I kto wie, ile projektów udałoby się zrealizować w mieście nie tylko w ramach mającego za cel kanalizować społeczne oczekiwania budżetu obywatelskiego, gdyby istniało realne narzędzie do korygowania prezydenckich decyzji. Nie była nim Rada Miejska, bo w tej Rafał Dutkiewicz miał bezpieczną większość. Nie było też realnego rywala. Teraz już jest i najpewniej zostanie na dłużej. Dla zdrowia i jakości życia publicznego we Wrocławiu to długo wyczekiwana, optymalna sytuacja.

I to jest najważniejszy zysk kończącej się właśnie kampanii wyborczej we Wrocławiu - niezależnie od politycznego i personalnego jazgotu ("Dutkiewicz pewnie skasował służbowe auto wioząc kochankę nad ranem!", "Ta Mira od Kaczora jest z katotalibanu!"). Obywatele tego miasta właśnie podłożyli fundament pod coś nowego. Niezależnie od tego, jakim wynikiem zakończą się niedzielne wybory, warto zbudować na tym coś jeszcze większego. 


8 komentarzy:

  1. Dobre, dobre, choć strasznie naiwne. Ale co tam - niech będzie, że szklanka jest pełna. Choć tylko w kilku procentach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez ostatnie lata wielu uznało (i sam prezydent chyba też), że Rafał Dutkiewicz nie ma z kim przegrać. Okazało się, że jednak ma z kim przegrać. Nie wiem, jak ostatecznie zakończy się ta rywalizacja wyborcza, ale zakładam, że Mirosława Stachowiak - Różecka nie odejdzie z polityki :) A głosy na nią oddane to konkretny kapitał polityczny. Inaczej toczy się debata publiczna, gdy można rozmawiać (albo raczej słuchać donośnego monologu) tylko jednej strony, a inaczej, gdy ktoś zaczyna trząść zastałym układem.

      Usuń
  2. Bardzo dobry tekst!
    Pozdrawiam,
    Rajmund

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze i.. jedyne. Od lat nie słyszę nic w tym kraju tylko coraz większe narzekanie ludzi. Na wszystko. Od spraw codziennych po pogodę. Ale jakoś nie słyszę od tych ludzi W JAKI SPOSÓB WG NICH MOŻNA TO COŚ ZMIENIĆ. Oczywiście jesteśmy genialni w jęczeniu i wytykaniu co nam się nie podoba, co zostało źle zrobione. A może, skoro uważamy, że nasze zdanie jest tak bardzo prawe i słuszne, udowodnijmy to przedstawiając jak można to coś zrobić lepiej? Nie, bo nie wiemy. Po prostu nam się wydaje, że można lepiej. Nie jestem mieszkańcem Wrocławia, ale mieszkałem tam wiele lat i widzę, jak bardzo się zmienia in plus. Pewnie, że pewnie można zrobić coś lepiej/inaczej. Więc zróbcie/proponujcie/udowodnijcie. A nie jęczcie jak typowy polski malkontent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze - właśnie przez taką mentalność, że rzetelna krytyka działań władzy to "narzekactwo" doszliśmy do etapu, kiedy w wielu gminach i miastach burmistrzowie oraz prezydenci urośli do rangi nieusuwalnych. Bo umieją rozgrywać właśnie tych, który mają coś krytycznego do powiedzenia.

      Po drugie - zapraszam choćby na stronę tumw.pl. Tam jest ocean wiedzy na temat tego, co we Wrocławiu można było lub jeszcze można zrobić inaczej, lepiej. Także lokalne media wielokrotnie wskazywały na absurdy postępowania urzędników miejskich, a to sformułowanie "Po prostu nam się wydaje, że można lepiej" - trochę opadły mi ręce, bo to nie kwestia przypuszczeń, ale analiz merytorycznych i pewności. Chcesz mi powiedzieć, że np. eksperci z Politechniki Wrocławskiej mylą się co do możliwości uruchomienia przejścia dla pieszych na Rondzie Reagana? Choć sam zamawiający (czyli gmina) pierwotnie je tam przewidział? A takich przykładów było mnóstwo przez ostatnie lata.

      Krytykowaniem i wskazywaniem lepszych rozwiązań zajmowali się głównie miejscy aktywiści i co bardziej sfrustrowani kierowcy. Teraz kampania wyborcza pozwoliła wyjść z krytyczną oceną dorobku prezydenta znacznie szerzej, do większej grupy odbiorców. I to dla stanu lokalnej demokracji jest bardzo zdrowe. Oby nam tak już zostało.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Solidny tekst, choć z konkluzją się nie zgadzam. Istnieje ryzyko, że para pójdzie w gwizdek, zwłaszcza gdy obie strony sporu odwrócą się tyłem do wrocławian ulegając partykularyzmom czysto partyjnym. Zauważ, że rywalka R. Dutkiewicza jest obsadzona w roli depozytariusza oczekiwań społeczych (piszę to z całym szacunkiem dla p. Mirki) niejako z przypadku. Nie ogłosi ona przecież akcesu to efemerydy, jaką są "ruchy" miejskie, nie porzuci swojej macierzy czyli PiS.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za uznanie :)

    A co do meritum - w 2002 r. Rafał Dutkiewicz startował z poparciem PO i PiS. Później, płynąc na fali rosnącej popularności osobistej, to on stał się króliczkiem, którego goniły duże partie. Mógł sobie na to pozwolić, bo uważam, że w samorządzie tak uszytym jak ten nasz polski to naturalne, że mocny lider może sobie pozwolić na samodzielność poza partiami. I uważam, że tak samo MS-R mogłaby się odciąć od macierzystej partii, gdyby uznała ją za swój balast. W samorządzie partie często to tylko wehikuł wyborczy, a po zwycięstwie scenariusze są już bardzo różne. :)

    Nie mam pojęcia, czy Pani Stachowiak-Różecka wygra te wybory. Gdybym miał obstawiać, postawiłbym, że urzędujący prezydent pozostanie prezydentem Wrocławia. Nie będzie to dramatyczne rozwiązanie, bo jak pisałem - on ma na koncie swoje sukcesy, zwłaszcza w latach 2002-2010, bo ostatnia kadencja nie przyniosła miastu wiele dobrego, a jeśli nawet, to było w niej też dużo, dużo brudu. Natomiast wynik wyborczy MS-R już teraz pokazuje, że ten kapitał polityczny można i warto przekuwać w konkretne działania, inicjatywy, że warto się organizować, zrzeszać, naciskać, że to działa! Owszem, kandydatka PiS "pozbierała" tych, którym nie odpowiada status quo, ale to też trzeba było umieć zrobić. Władza bywa, że leży na ulicy, ale trzeba ją też podnieść, a nie tylko wiedzieć, że leży pod nogami. A moim zdaniem największy zysk Wrocławia z kampanii wyborczej to przełamanie tego Schadenfreude, że jest jak jest, nic się nie zmieni i można jedynie narzekać albo organizować się w doraźne grupy interwencyjne, które także poprzez media próbują wpłynąć na obóz polityczny obecnego prezydenta licząc na jego dobrą wolę. Wierzę, że po 30 listopada br. we Wrocławiu będzie inaczej i skończy się ta arbitralność.

    OdpowiedzUsuń

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...