sobota, 1 lutego 2014

Nie taka szczera ta blogosfera

fot. sxc.hu.
Miewam czasem wrażenie, że polska blogosfera z uporem maniaka próbuje rozmienić się na drobne i zniechęcić do siebie czytelników. A wszystko w ramach sporów, które można podsumować jako batalię o to, kto ma większe ego, co nie przypadkiem brzmi podobnie do "kto ma większego". 

Gdy obserwuję przepychanki w tzw. blogosferze, przychodzi mi na myśl pewna analogia rodem z życia knajp. A dokładniej, z obyczajów godowych panów (a czasem też pań) tam bywających, polujących przy barze lub na parkiecie na wybrankę/wybrańca serca. Są tacy i takie, które się prężą. “Brylują” powiedzonkami w rodzaju “Bolało, jak spadałaś z nieba, aniele?”, prężą wydekoltowane ciała, wymachują “seksownie” biodrami, prężą się i indyczą, żeby zwrócić na siebie uwagę… A są też tacy, którzy wiedzą, że nie muszą się prężyć. Którzy (i które) są pewni własnej wartości, a nawet jeśli nie, to nie starają się na siłę. Bo mimo wszystko wiedzą, że są w stanie kogoś sobą zainteresować - bez uciekania się do tzw. końskich zalotów czy “magicznych sztuczek” rodem z pisemek dla panów czy “Cosmopolitan”. Mam coraz mocniejsze poczucie, że taki syndrom prężenia się dotknął także polską blogosferę. 

Uprawiam swoje blogowe poletko. Malutkie, dodajmy uczciwie, ale też takie w założeniu ma być, bo nie wiążę ze swoimi blogami ambicji na masową skalę. Ot - bloguję, bo lubię i korzystam z tej możliwości, aby głosić swoją prawdę. Ktoś kliknie na link do tekstu i przeczyta - znakomicie! Ktoś zobaczy link i powie w duchu: “Co ten Maślanka znowu pieprzy?” - też w porządku. Nie budzę się co noc zlany zimnym potem, że statystyki ruchu na moich blogach wyglądają jak elektrokardiogram umierającego. Traktuję to jako zabawę, a blogosferę śledzę też z racji wykonywanego zawodu. I w całej swojej próżności myślę sobie, że mam prawo podjąć się próby oceny tej sfery. Bo patrzę, patrzę i często marszczę brew z zdumieniu, że no nie, przecież to niemożliwe… 

Blogowanie jako idea jest piękne. Blogosfera jako taka jest fascynująco niejednorodna, bogata - można w niej znaleźć treści zwyczajnie głupie, ale można też znaleźć świetne blogi pisane z perspektywy kobiecych emocji, kulinarne, branżowe, tematyczne, sportowe, modowe, o sztuce życia, o dobrym guście… Słowem - po prostu ocean treści różnych nie do przebycia. Tutaj mała laurka: rozwojowy jest blog Jest taki temat, świetny jest blog Pijaru Koksa, lubię Moją Trawę, cenię Studium Przypadku (głównie za niewyczerpane zapasy energii Tomka Kudły i Bartka Idzikowskiego). Świetne analizy polityczne można znaleźć na blogu Azraela, fajne teksty znaleźć można czasem na Spiders's Web, na Antyweb, u Jacka Gadzinowskiego, Artura Kurasińskiego, cenię sobie blogerską twórczość mojego druha Szczepana Radzkiego... A to tylko pierwsze z brzegu blogi, które przyszły mi do głowy w chwili, gdy piszę ten tekst. Każdy z Was też ma pewnie swoje ulubione blogi, część z Was śledzi je pewnie za pomocą Feedly czy magazynów utworzonych we Flipboardzie. Trudno blogosferę jako taką ująć pod wspólnym mianownikiem, ale mam też przekonanie, że w powszechnym odbiorze na całościową ocenę rzutuje to, jak prezentują się środowiskowi celebryci. A mam wrażenie, że owi celebryci to wyrośnięte dzieciaki, które toczą bójki sypiąc sobie piasek do oczu i podpieprzając foremki do układania babek z piasku. 

A to ktoś bardziej znany w blogosferze stworzy sobie ranking najlepszych i najlepiej rokujący, a jeden ujęty w tym rankingu - mający go, mówiąc oględnie - za chama się odwinie w spektakularnej krytyce na swoim fanpage'u. A to nieodpowiedzialny bloger zabawi się w artyleryjski ostrzał pod adresem dużej korporacji z branży mięsnej, za co zostaje przyparty do muru pozwem sądowym. Gdzieś się przewiną roszczenia pt. "Jestę blogerę, chcę gifty, bo tak". A to ktoś pod maską niezależnego blogowania tak naprawdę uprawia marketing, pomijając "detal", że jest w relacji sponsorskiej z korporacją czy firmą. Różnie bywa w tej naszej rodzimej blogosferze, a co głośniejsze przypadki przebijają się do głównego nurtu dyskursu na portalach internetowych, to tworzy przekaz: bloger to pazerny amator, który pozjadał wszystkie rozumy. A taka ocena - w kontekście nieprzebranego bogactwa pomysłów i tekstów na blogach - jest niesprawiedliwa. Co nie oznacza, że mimo wszystko (przez różne nagłaśniane blogerskie harce) nie jest pozbawiona podstaw.

Czasem chciałoby się zmusić różnych kłótliwych blogerów, aby wbili sobie do głowy hasło: "Bloguj i pozwól blogować innym". I tłuc do tej samej głowy oczywistą prawdę, że reprezentują dużą grupę, na ocenę której ich poczynania mogą mieć wpływ. Często mówi się, że bloger to ktoś lepszy od dziennikarza, bo niezależny, bo mający swobodę, bo nie będący zmuszony do przestrzegania agenda setting czy troski o to, by nie naruszyć interesu wydawcy... Uważam to za szkodliwą bzdurę. Owszem - dziś i "zwykli" dziennikarze, i blogerzy mogą kształtować opinie na masową skalę. Ale kształtowanie opinii to odpowiedzialne zadanie. Dziennikarz, gdy skłamie lub przeinaczy fakty, najpewniej wyleci z roboty lub zostanie zesłany do obsługi tematów w rodzaju porodu nowej zebry w lokalnym ZOO. A w blogosferze ściubić (i kreować się na autorytet!) ktoś taki, jak Jakub Śpiewak, który ma problemy z prawem, bo wykazał się dość luźnym stosunkiem do pieniędzy kierowanej przez siebie fundacji Kid Protect.

To przypadek skrajny, ale sądzę, że na ogólnym odbiorze blogosfery w Polsce może coraz mocniej ciążyć ten - wykreowany niestety po trosze na własne życzenie - wizerunek pazernych próżniaków. Ze szkodą dla tych wszystkich rzemieślników, pasjonatów, ideowców, ludzi o niebanalnym hobby, którzy prowadzą po prostu znakomite blogi.

Pytanie, czy warto. I czy nie lepiej oddać się idei slow bloggingu, bez oczekiwań, komu i za ile da się sprzedać miejsce na bannerek/notkę sponsorowaną/inne środki pozwalające bloga spieniężyć. I czy naprawdę warto wdawać się w publiczne Facebookowe napieprzanki, żeby zdobyć więcej UU i przy okazji przybić nowe punkty lansu. Moim zdaniem: nie warto.

A dla uzupełnienia mojego dość chaotycznego toku myślenia, pożyteczna lektura. To zawsze warta uwagi Natalia Hatalska i jej raport o tym, że blogosfera zbliża się do punktu, w którym będzie musiała wybrać: sława czy wiarygodność.

9 komentarzy:

  1. Coś faktycznie dzieje się nie tak w blogosferze, niestety wielu znanych blogerów poszło całkowicie w komercję i to już jakoś mniej przypomina klasyczne blogi. A swoją drogą ostatnio jakiś wielki natłok wpisów na temat blogowania, gdzie nie spojrzeć piszą o... blogowaniu. :)
    Z tymi słowami "Blogowanie jako idea jest piękne." zgadzam się w stu procentach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. I boli mnie to szczególnie dlatego, bo wierzyłem w ożywczą moc internetu dla komunikacji jako takiej. Ostatnio sporo z tej wiary odebrał mi Wojciech Orliński swoją bardzo pesymistyczną książką "Internet. Czas się bać". Teraz dochodzą do tego wnioski z długiej obserwacji blogosfery. Blogerzy in gremio lubią mówić i myśleć o sobie, że są lepsi od "zwykłych" dziennikarzy. I tutaj do pewnego stopnia zgoda - jest potencjał, aby w istocie byli lepsi. Bo media słabną, bo kondycja zawodu dziennikarza słabnie, bo miejsca na dobrze, żmudne i rzetelne dziennikarstwo jest coraz mniej... Ale blogerzy na własne życzenie, dążąc do rozpoznawalności i pieniędzy, też mocno zahaczają o komercję. I uważam to za smutne zjawisko.

      Usuń
  2. Dzięki za ciepłe słowo o studiumprzypadku.com :) Mam nadzieję, że dzięki kilku projektom PSBV (Polskiego Stowarzyszenia Blogerów i Vlogerów) uda nam się odejść od dyskursu skupionego tylko na kasie i pokazać nieco inną twarz blogosfery. Możesz mnie na blogu rozliczyć z tej deklaracji. Za rok o tej samej porze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomek: gdyby blogerzy in gremio tworzyli takie akcje, jak Ty z Mrokiem czy w ramach PSBV, to myślę, że każdy śledzący losy blogosfery byłby spokojny o jej jakość :) Dlatego mocno trzymam za Was kciuki samemu nie mogąc się włączyć w prace stowarzyszenia... Ale z ludźmi, którzy je stworzyli, na pewno będzie dobrze.

      Usuń
  3. Łukasz, nie ma jednej blogosfery. Blogi pisze się w różnych celach. Niektórzy prowadzą je z pasji, inni jako zwykłe komercyjne "przedsiębiorstwo". W tym drugim przypadku trudno oczekiwać, żeby ci blogerzy nie walczyli o popularność i w konsekwencji ruch na stronie. To, że o nich jest głośniej to też zupełnie normalne. Tak to wygląda w każdej dziedzinie życia. Film, muzyka, literatura, itd. Wszędzie rządzi pop, żeby nie nazywać tego kiczem. Tylko czy jest w tym coś złego?
    Na blogi, o których piszesz nie wchodzi się po wiedzę. To nie jest też lifestyle, jak to niektórzy określają, Ot wynurzenia ludzi, którzy znaleźli miejsce, gdzie ktoś chce ich czytać. Niestety, większość społeczeństwa jest płytka, daje się sobą sterować i w perfekcyjny sposób wykorzystują to blogerzy, o których piszesz.

    Jeszcze lepiej widać to w polityce, ale to już osobny temat. ;)


    Podsumowując, opisałeś tylko część blogosfery. W dodatku tę mniejszą. Może bardziej widoczną, ale mimo wszystko tych kilku "celebrytów" ma i mniejszy zasięg niż cała reszta blogów i nieporównywalnie mniejszy wpływ.

    Kiedy znajomych chcę podpytać o jakiś produkt/usługę, tudzież o jakieś materiały na ten temat, to podsyłają mi, oczywiście poza portalami tematycznymi, linki do tematycznych, profesjonalnych blogów, a nie do pamiętniczków "celebrytów".
    Czy choćby raz prosząc o opinie o produkcie dostałeś link do wpisu popełnionego przez któregoś z opisywanych przez Ciebie blogerów?
    Troszkę rozsądku - oni nie są wcale wpływowi, może chwilowo potelepią emocjonalnie czytelnikiem, ale żadnego wpływu na postawy konsumenckie nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie takie malutkie to Twoje poletko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tak. Strasznie przeraża mnie sytuacja jaka dzieję się na facebooku i stworzonych tam grupach typu "blogerzy". Gdy wskroczy się do tamtego"dziwnego" świata to nie można wprost uwierzyć, że takie coś dzieję się naprawdę! Znajdują się tam tylko i wyłącznie posty typu: OBS za OBS ? KOM za KOM? . Taka moda weszła dzięki nawiedzonym młodym blogerkom i blogerom, którzy mają marzenia być jak J.Mercedes albo Maffashion . Myslę, że mogę zaatakować tę bezmyślną młodzież pod tym postem bo myślę, że żadne z nich nie przeczyta tak mądrego tekstu. Najbardziej śmieszy mnie, gdy mają po 1000 obserwatorów a bloga prowadzą np 1 miesiąc. To jest po prostu śmieszne,a zarazem wnerwiające, bo to właśnie oni psują dobrą renomę blogosfery. No ale cóż nie ma co z nimi walczyć bo na pewno się nie wygra:/ Dziękuję jednak Tobie za nawet śmieszny post, który z ciekawością przeczytałem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej! Dziękuję za wizytę na moim małym blogowym poletku i za sympatyczny komentarz :) Wpadaj częściej!

      A co do meritum - zapytam prowokacyjnie: a może ta "gimbazalna" blogosfera to ta prawdziwa? Może my jesteśmy starymi repami, albo zwyczajnie mamy inne potrzeby i właśnie tak, a nie inaczej kształtujemy tę część blogosfery, która jest nam bliska, pisząc i promując odpowiadające nam blogi? Poruszyłeś też problem, który nazwałbym kulturowym, a mianowicie - młodzież jest bardzo inna, ma - myślę, że w zdecydowanej większości - inny system wartości, dla nich taka pomoc w lansie to coś naturalnego, a dla nas przeciwnie. Nie twierdzę, rzecz jasna, że należy przechodzić obok tego obojętnie, ale na pewno warto rozumieć i wyciągać z tego wnioski.

      Usuń

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...