czwartek, 21 listopada 2013

Rzecz o terrorze bycia pozytywnym

fot. sxc.hu.
Pomysł na ten tekst chodził po mojej głowie od dłuższego czasu. Bo i temat myślę, że jest ważki, bo dotyka sfery, którą codziennie wciska się nam siłą do głów i reklamuje na tysiąc sposobów. Chodzi mianowicie o filozofię "keep smiling", która im jestem starszy, tym bardziej mnie drażni. 

Liczę się z tym, że weźmiecie mnie za zbyt wcześnie zgredziałego pierdziela, który pozjadał wszystkie rozumy i topi się we własnej żółci. Trudno, zdarza się i trochę mam to w nosie. Bo zwyczajnie nie rozumiem, jak to się stało, że negatywne emocje stały się passe. Zwłaszcza te wyrażane publicznie, np. w mediach społecznościowych. W tym targowisku próżności nie ma miejsca na szczerość. Jest za to na personal branding (cokolwiek to znaczy; jakby każdy człowiek był marką do wypromowania i sprzedania), na luz, na radość, na wizerunek, a nie na autentyczność.

Ileż razy się zdarzyło, że po tym, gdy opublikowałem nieco bardziej refleksyjny (uwaga, skandal - nawet smutny!) cytat na Facebooku, dostawałem od znajomych wiadomości z pytaniami w wersji light: "Wszystko w porządku?", w wersji hard: "Czy Ty masz depresję?". Tak, jakby smutek był czymś, co należy potępić i od czego należy uciec. Bo jest zły, bo odbiega od przyjętej sztancy, bo jest... smutny. A tego, co smutne, dziś należy się wystrzegać jak ognia.

Efekt? W aktualnym wydaniu tygodnika "Polityka" pojawił się tekst, jak to Polacy w swojej masie coraz częściej doszukują się u siebie zaburzeń psychicznych - depresji czy osobowości typu borderline. I szukają szczęścia w pastylkach, często branych w sposób nieodpowiedzialny, bo poza ścisłą kontrolą lekarza. Tak, jakby zabawa z własną psychiką było jak budowanie babek z piasku. Ot, nasypać piachu do foremki i budować babeczki. Szybko, prosto, jasno i bez bólu. Wydaje mi się, że to efekt właśnie wciskanej nam do głów jak młotkiem filozofii, że tylko bycie zadowolonym z życia, zawsze wesołym i uśmiechniętym jest społecznie akceptowalne. Smutasy, ludzie refleksyjni, podchodzący do rzeczywistości z mieszkanką realizmu oraz cynizmu - do domu! Albo chociaż do cienia, żeby nie było ich widać. Bo odstają, bo zamulają, bo psują innym życie.

Nie chodzi mi o tanie wymówki. Z życiem najlepiej brać się za bary i dociskać je do ściany. Rzeczywistość bywa plastyczna. To, że każdy jest wyłącznym kowalem swego losu, to szkodliwa neoliberalna bzdura zwalniająca np. państwo od odpowiedzialności. Ale samemu można dużo zrobić, żeby było po prostu dobrze. Tyle, że nie zawsze to wychodzi lub nie od razu wychodzi tak, jakby się chciało. Ba - czasem nie wychodzi w ogóle. I trzeba przełknąć gorycz porażki. Bo porażki też w życiu się zdarzają. Są naturalne jak grudzień po listopadzie. Udawanie, że choćby wokół paliło się po sufit, to i tak jest dobrze, to szkodliwy fałsz. Jaki jest sens, by przed tym uciekać? Przecież to droga do zrozumienia siebie, do nabrania dystansu, do nabierania mądrości, doświadczenia i pomysłów na to, by było lepiej. Od gorszych emocji nie warto uciekać. Trzeba je obracać jak plastelinę - kształtować, obrabiać, nadawać pożądany kształt. I w ten sposób kształtować siebie.

Ale nie. W kulturze prozacu na takie emocje nie ma miejsca. Kierunek jest jeden: keep smiling. Że przez zaciśnięte zęby? Co z tego. Tak ma być i koniec, kropka.

Bywam ponury. Bywam refleksyjny, czasem gorzko. Uwaga - bywam nawet smutny i nastawiony do rzeczywistości nie tylko realistycznie, ale czasem wręcz pesymistycznie. Nie umiem się uśmiechać na siłę i na pytanie "Co słychać?" odpowiadać z niezmąconym, hollywoodzkim wręcz uśmiechem, że "dziękuję, wszystko jest dobrze". Rzecz jasna bez popadania w przesadzę, bo polskość i socjalizacja do polskości oznacza też intensywny kurs narzekactwa, negowania i bycia na nie. Ale litości! Czy naprawdę nieustannie trzeba się silić na to, by być pozytywnym? Człowiek - to brzmi dumnie. Dumnie, bo wielowymiarowo. To też strach, niepewność, lęk, obawy o przyszłość, problemy, tęsknoty, frustracje. To jest wilcze prawo ludzkiej natury, którą współczesna kultura mam wrażenie, że za wszelką cenę chce wyprzeć ze świadomości. Jeśli człowiek, to tylko sukcesu. Jeśli nastrój, to tylko dobry. Jeśli emocje, to tylko euforyczne, radosne i optymistyczne.

Tylko czy naprawdę warto na siłę zmieniać się w wyjałowione z emocji cyborgi?

A na koniec jak na złość - refleksyjna piosenka:

6 komentarzy:

  1. a ja sie z Toba, przynajmniej w czesci, nie zgodze.

    keep smiling dziala czasem troche na zasadzie samospelniajacego sie proroctwa. dziala, jesli chcesz, zeby dzialalo. nikt nie mowi oczywiscie o chodzeniu z przyklejonym do twarzy na stale sztywnym usmiechem, ale o probowaniu wyjsc z ciezkich sytuacji stosujac te prosta metode. i tak, ja bede zmuszala czasem znajomych do nie smucenia sie, raz, drugi, trzec,i az poskutkuje. nie dlatego, ze taka moda i spoleczny nakaz, tylko dlatego, ze usmiech jest tego wart.

    zaburzenia psychiczne czy depresje to choroby cywilizacyjne i nie oszukujmy sie - pojawiaja sie coraz czesciej. moim zdaniem dobrze, ze szukamy pomocy, jesli sobie nie radzimy z rzeczywistoscia. kiedys ludzie nie szukali, bo uwazali, ze ich ciagly smutek i brak checi do zycia to wylacznie wynik lenistwa. wstydzili sie. a ja bym chciala zyc w spoleczenstwie, ktore nie wstydzi sie swoich slabosci. ja sie juz nie wstydze i uwazam, ze zwrocenie sie o pomoc, jesli nawet mialaby sie skonczyc na lekach, jest duzo lepsze, niz zamykanie sie w czterech scianach. bo zaburzenia po prostu niszcza czlowieka, a notoryczny smutek tez nie lezy w naszej naturze. ale to wniosek taki ogolny jedynie na podstawie tego, co napisales, bo tekstu w Polityce nie czytalam.

    anyway - usmiechu duzo zycze w dniu zyczliwosci;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się często uśmiecham :) Tak często, jak tylko mam powód i ochotę. I właśnie w tym jest rzecz - kiedy chcę, a wobec powszechnej presji na bycie smiling i cool protestuję.

      Usuń
    2. W końcu ktoś przełożył na papier to co od lat siedzi mi w sercu i głowie. Nie czuję się samotna w swoim smutku gdy czytam, że nie tylko ja go doświadczam. Dziękuję Łukaszu i w tym momencie mam ochotę na uśmiech :) pozdrawiam Ewa

      Usuń
    3. Tylko czy to, co napisałem, w ogóle jest smutne? :) Myślę, że przede wszystkim jest dojrzałe i racjonalne, na pewno refleksyjne, ale mnie refleksyjność w ogóle nie kojarzy się ze smutkiem. W każdym razie - cieszę się, że lektura się podobała :)

      Usuń
    4. Oczywiście jak najbardziej refleksyjne ale u mnie potrąciło właśnie tę strunę, która najczęściej brzmi w moim życiu.

      Usuń
    5. Mam zatem nadzieję, że to potrącenie struny krzywdy nie zrobiło, a wręcz przeciwnie :)

      Usuń

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...