niedziela, 4 maja 2014

Tak właśnie wysyła się gamoni do kąta


fot. CC LivingInPixels.net Pau/Wikipedia EN.
Jeden banan, a tyle rozgłosu. Ten smaczny skądinąd owoc stał się ostatnio światowym symbolem walki z rasizmem na stadionach piłkarskich. A wraz z nim Dani Alves, brazylijski obrońca FB Barcelona, który jednym prostym gestem pokazał rasistom, gdzie ich miejsce. 

Od wielu lat mnie zastanawia, co trzeba mieć w głowie - albo raczej, ile trzeba mieć w niej suchego siana - aby wybuczeć czarnoskórego piłkarza, udawać odgłosy małp na jego widok lub wręcz rzucać w niego bananami. Zdarzało się to w Polsce, np. wtedy, gdy naturalizowany Polak Emmanuel Olisadebe został obrzucany bananami na stadionie w Lubinie w czasach, gdy grał jeszcze w Polonii Warszawa. A niestety bardzo często bywa tak, że gdy na stadion przyjeżdża zespół z czarnoskórym piłkarzem w składzie, znajdą się na trybunach debile, którzy na jego widok naśladują odgłosy małp. Chociaż, jakby tak się zastanowić, to poniekąd pokazują swoją prawdziwą naturę...

Ogólnie jest dla mnie niezrozumiałe, jak można traktować gorzej innego człowieka tylko dlatego, że jego skóra ma kolor inny niż biały. Ludzie są dobrzy i źli. Uczciwi i nieuczciwi. Przyzwoici i nieprzyzwoici. Moralni i niemoralni. Wierni lub niewierni. I tak dalej... I to, czy dany człowiek postępuje - mówiąc w największym skrócie - dobrze i fair się liczy, a nie jego kolor skóry.

Można z tym kretynizmem walczyć na poziomie słów, pisząc o nim, krytykując, zwalczając słowem. Można, w zrozumiałym geście protestu, schodzić z boiska - bywało, że piłkarze rasistowsko obrażani zabierali manatki i żegnali się z murawą. Można też pokazać ogromną osobistą klasę, jak zrobił to Brazylijczyk Dani Alves. Podczas meczu z Villareal CF, ktoś rzucił z trybun banana wprost pod nogi piłkarza przygotowującego się do bicia rzutu rożnego. Alves mógł zrobić wszystko: zastygnąć z oburzenia, odmówić gry, nawet odrzucić banana za bandy reklamowe. Ale wybrał inne rozwiązanie. Upokorzył kretyna, który rzucił w niego bananem. Podniósł owoc z murawy i go... zjadł. A po meczu dodał, że dzięki zastrzykowi energii miał siłę, aby dać z siebie jeszcze więcej na boisku.

Wyobrażam sobie, że bałwan, który rzucił tym bananem, musiał się poczuć malutki jak karzeł. Pod warunkiem wszakże, że potrafił się zdobyć na intelektualną refleksję. I właśnie takich ludzi, jak Dani Alves, potrzeba nam więcej w światowym sporcie. Trybuny przyciągają (niestety) ludzi o poglądach skrajnie prawicowych, często skrajnych nacjonalistów i rasistów, bo to idzie ze sobą w parze. Rasistowskie ekscesy zdarzały się, zdarzają i zdarzać się będą - niezależnie od tego, ile euro czy dolarów piłkarskie władze wpompują w antyrasistowskie kampanie. Licytując się na pieniądze, z rasizmem wygrać nie sposób. Tu trzeba siły moralnej. I taką właśnie siłę pokazał Dani Alves.

A przy okazji - piłkarski świat okazał solidarność z Brazylijczykiem, a w mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo zdjęć znanych piłkarzy pozujących z bananami. Do akcji przyłączył się m.in. Robert Lewandowski czy klubowy kolega i rodak Daniego Alvesa, Neymar. Później okazało się, że cała ta akcja to efekt PR-owych magików. I szczerze mówiąc, nie dbam o to, kto stał za akcją bananową. Ważne, że cywilizowany świat pokazał rasizmowi banana. Zbieżność kształtu tego owocu z wyciągniętym środkowym palcem dłoni jest w tym wypadku bardzo udana. 

Zapis zdarzenia możecie obejrzeć poniżej, dzięki serwisowi Vine (któremu, tak na marginesie, warto poświęcić nieco czasu, aby go odkryć i przyswoić). Co tu dużo mówić, ręce same składają się do oklasków. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...