środa, 1 maja 2013

Wszyscy jesteśmy leniwi

fot.  Capt. Tim / Foter.com / CC BY-NC-ND
W ten leniwy poranek moje moce twórcze skutecznie rozbudziła Izabela Łukomska-Pyżalska. I nie, nie znalazłem w Google jej dawnych rozkładówek w Playboyu. Pani prezes/bizneswoman/modelka (niepotrzebne skreślić) powiedziała coś całkiem ciekawego o współczesnej mentalności. 

Buszując po tekstach, które odłożyłem sobie na później w Pockecie, trafiłem na notkę Izabeli Łukomskiej na jej blogu w naTemat.pl. Myślę sobie - przeczytam, co mi szkodzi. W końcu prezes piłkarskiej Warty Poznań zdarzało się już mówić całkiem ciekawie. Pamiętam, jak kiedyś w publicznej wypowiedzi wyszydziła jednego ze swoich młodych piłkarzy, który w wieku ledwo powyżej nastoletniego narzekał, że ma problem z życiem za 4 tys. zł na rękę - i to mając opłacone mieszkanie! To się Pani prezes udało, bo ogólnie uważam, że polski piłkarz to na ogół ktoś zdecydowanie przepłacony, rozpieszczony i zmanierowany. Ale nie o futbolu miałem, tylko o notce Łukomskiej-Pyżalskiej. O czym napisała była gwiazda polskiego Playboya?

O współczesnym podejściu do macierzyństwa. I to mnie bardzo zaciekawiło, bo wszelkie dyskusje o tym, czy warto mieć dzieci i w ogóle o mentalności pokolenia dwudziesto- i trzydziestolatków śledzę z zainteresowaniem. W końcu warto wiedzieć, o czym myśli grupa, do której się należy. Na przykład po to, żeby mieć z czego szydzić. Dodam od razu, że nie jestem rodzicem i nie wiem, czy kiedykolwiek nim zostanę (w razie czego, tylko poważne oferty). Ale, że mój blog to moja świątynia, nie sądzę, żeby miał być to problem. W końcu nie tylko szewcy mówią o jakości butów. Poza tym, wielu moich znajomych potomstwa już się doczekało, a słucham ich opowieści o stanie rodzicielskim zawsze uważnie i życzliwie.

Izabela Łukomska-Pyżalska napisała na swoim blogu, że dziwi ją współczesne narzekanie na macierzyństwo - że złe, męczące, że to utrapienie, czasem nawet życiowa klęska. I że młode mamy w latach 60. czy 70. miały o niebo trudniej, niż te współczesne, ale jednak sobie radziły. I że jest wiele sposobów na to, żeby znienawidzonego macierzyństwa uniknąć, bo przecież nie ma obowiązku posiadania potomstwa. Dodała Pani prezes, że widzi, iż państwo nie do końca wspiera młodych rodziców tak, jak powinno, a przecież w jego żywotnym interesie jest to, by rodziło się coraz więcej dzieci, bo jeśli nie - nie będzie komu utrzymać tego kraju. Że macierzyństwo dla wielu młodych kobiet może się okazać niewidzialnym hamulcem ręcznym zaciągniętym na ich karierze zawodowej.

Wszystko to prawda, w mniejszym lub większym stopniu. Ilu młodych ludzi, tyle obaw i rozterek przed macierzyństwem. Oprócz tych, które wymieniła Łukomska-Pyżalska, może do tego dojść choćby powód najbardziej banalny, czyli brak odpowiedniej partnerki lub odpowiedniego partnera. Ale z tekstu prezes Warty Poznań gdzieś wyziera ogólny zarzut, z którym się zgadzam: że jesteśmy coraz bardziej leniwi. Ona adresowała go głównie pod adresem kobiet, w rolę damskiego boksera bijącego blogiem wchodzić nie chcę i rozszerzę tę krytykę. Bo faktycznie mam wrażenie, że stajemy się coraz bardziej leniwi. 

Zasuwamy w korporacjach albo w swoich własnych mikro firmach, oddajemy się karierze, a po pracy skupiamy się na twórczym kreowaniu własnego "ja". Na indywidualnych przeżyciach, na definiowaniu (strojem, gadżetami, nawet sposobem mówienia) naszego osobistego brandu. Na trendach, nowych smakach latte ze Starbunia, na fotkach z dziubkiem na Instagramie... Generalnie na tym, co bardziej się tyczy "ja" niż "my". Jezu, "my"? "My" czasem boli, "my" bywa nudne, rdzewiejące od rutyny! Nasza druga połowa bywa, że wygląda gorzej, smarka, puszcza bąki, miewa pryszcze, syndrom napięcia przedmiesiączkowego, czasem brzydko pachnie potem! I jak tu z taką/takim żyć? W końcu dziś się nie naprawia, dziś wymienia się na lepszy model... Dość. 

Tutaj dotarliśmy chyba do podstaw złośliwości, które wyłożyła Izabela Łukomska-Pyżalska. Bo dla tego małego, nowo narodzonego człowieka trzeba się poświęcić. Oddać mu bez reszty. Być dla niego, po prostu. Z naciskiem na "dla niego". A my coraz mniej potrafimy być sami ze sobą, czego dowodem są księgarniane półki uginające się od poradników pop psychologicznych, które próbują wyjaśnić, jak żyć. A co dopiero z drugą osobą. I udajemy się w błogie duchowe lenistwo. Potem po ulicach biegają kolesie w spodniach-rurkach, bo taki jest trend, a nikt ich nie nauczył, że masowe trendy to tylko masowe trendy, a nie coś obiektywnie dobrego. I że własnego "ja" nie kreuje się w oparciu o to, co zachwalają (biorąc wcześniej gruby hajs za promocję) kolorowe pisma. I właśnie tacy utuczeni trendami, samych siebie nie rozumiejący, wierzący w wykoślawioną bliskość ludzie miewają dzieci. Wracamy do punktu wyjścia i opinii Izabeli Łukomskiej-Pyżalskiej. 

A wystarczy powiedzieć sobie, że życie to kurwa nie jest bajka. I że za chodzenie na skróty dostaje się po dupie. I że poczucie bliskości z dzieckiem to coś niepowtarzalnego, ale nie da się go zbudować oglądając zdjęcia dzieci w kolorowych katalogach. I że, w ostateczności, jak kogoś to nie kręci, to na stacjach benzynowych gumki kosztują od 3 do 10 zł, a lekarze - choć czasem w Polsce zaskakuje ciemnogród - raczej chętnie częstują swoje pacjentki antykoncepcją.

Proste?

Photo credit: Capt. Tim / Foter.com / CC BY-NC-ND

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...