środa, 17 lipca 2013

Gdzie jest granica medialnego skundlenia?

Dziennikarstwo to piękny zawód, choć we współczesnej rzeczywistości mocno skundlony. Ale czasem się zastanawiam, dlaczego niektórzy przedstawiciele tego fachu chcą się upokarzać i siebie, i całą branżę w oczach odbiorców. I co nimi kieruje. 

Byłem tam. Trochę mojego 28-letniego życia w mediach spędziłem. Czy to w portalach internetowych, czy to we wrocławskim dzienniku. Dziennikarzem czuję się do dziś, choć to dziś już bardziej hobby i trochę jak trzymanie się mocno ulubionego rumaka, którego musiałem oddać komuś innemu na własność. Bo oddałem, w sensie - porzuciłem ten fach jako zajęcie zawodowe, profesjonalne. Trochę mnie to poszarpało, bo gdy życie mówi "sprawdzam" marzeniom i sprowadza je zdecydowanym ruchem, uderzając mocno o grunt, do przyjemnych do nie należy. Ale byłem tam mniej więcej tak długo, jak chciałem być. I nadal jestem obok, bo też chcę być.


Chciałem tam być, bo... No właśnie, dlaczego? Przecież studia dziennikarskie, które wybrałem, to ponoć przechowalnia przyszłych bezrobotnych. A sam zawód mocno poobijany - to już nie te czasy, gdy dziennikarz był Kimś. Teraz na ogół jest kimś sfrustrowanym, źle opłacanym i co najgorsze, średnio poważanym. Ale wierzyłem. Że mogę komuś pomóc, że mogę choć kawałek świata zmienić, że odpowiedzialny dziennikarz to bezcenny dziennikarz, że demokracja bez debaty publicznej to pusta łupina po arbuzie, a nie smakowity owoc, jakaś pokraczna forma w miarę nieinwazyjnej władzy. Dlatego chciałem tam być. Ale wypadłem, na własne życzenie i z własnej woli. Bo ideałami się nie handluje. A już na pewno nie za 15 zł wierszówki. 

Możemy mówić, że jest internet, że każdy może sobie znaleźć tyle informacji, ile tylko sobie zamarzy. A przecież media kłamią, chodzą na pasku polityków i menadżerów, leją ludziom do głów głupoty w postaci telenoweli, pokazów gwiazd tańczących na lodzie, ścigających złych ludzi z bożą mocą ojców Mateuszów... Słowem, sieczka, młócka, głupawka. Ale zapytam: kto ma dziś odbiorcom świat tłumaczyć, jeśli nie dziennikarze? Przy tym zalewie informacji jest wręcz wskazane, aby przed tą powodzią ludzi ratowali właśnie inteligentni, rzetelni, etyczni, dobrze wykształceni i profesjonalni dziennikarze. Tacy, jak np. Will McAvoy z "The Newsroom". Ale zostały niedobitki. Mało jest już dziennikarzy, są media workerzy. Anonimowi, klepiący godzinami w CMS-ach portali i serwisów internetowych, opłacani dość głodowo, bez większych perspektyw na to, by zostać dziennikarzami przez duże D.

Zły pieniądz wypiera gorszy. To oczywista prawda. Granice skurwienia i nieprzyzwoitości przesunęły się tak daleko, że chyba tylko naiwni idealiści pamiętają, gdzie należy ich szukać, przywracając mediom to, co czego przecież są powołane. Efekt? Wolno już wszystko. Na przykład to:


fot. Studium Przypadku na Fejsie.

I po co to wszystko? Po co tworzyć komputerową wizualizację zamordowanego przez matkę dziecka? Czy to przekaz informacyjny, zaspokajający w czytelniku potrzebę wiedzy? A może luźniejsza forma? Publicystyka? Nie. To pogoń za pieniądzem. Skandal, trup i krew, a także goła dupa (zwłaszcza należąca do celebrytki bez bielizny) - to zawsze się sprzeda. Można było sądzić, że istnieje jeszcze JAKAKOLWIEK przyzwoitość. Że redaktor zobaczy taką grafikę, podrapie się po głowie i powie wydawcy albo naczelnemu: "Szefie, ale ten tego... No to jednak jedziemy po bandzie, zjebią nas za to". Ależ skąd. Teraz wolno już wszystko - łącznie z publikacją potencjalnej morderczyni własnej córki w bieliźnie, na koniu. Business is business. Można handlować gnojowicą, można robić media. Ważne, aby kasa się zgadzała.

Nie ma już prawie w ogóle dziennikarzy - ludzi na poziomie zarówno czysto osobistym, jak profesjonalnym. Nie ma kolejnych Kapuścińskich, Krall, Szejnert, Torańskich. Nie widać, aby mieli się pojawić nawet nowi Żakowscy czy Paradowskie. Są albo polityczni propagandziści, którzy są dziennikarzami partyjnymi, tabloidowi handlarze podłością albo media workerzy, w całej swojej masie i w całej swojej nieistotności. W tym ciasnym gronie to, co przyzwoite, mieści się z coraz większym trudem. Ot, odosobnieni idealiści żyjący w czasach i realiach, kiedy tak trudno być idealistą, a jeszcze trudniej oprzeć się presji pieniądza.

I przyznam szczerze - zdarzało mi się żałować i ubolewać, że nie udało mi się w mediach w roli zawodowego dziennikarza. Ale widząc takie zdjęcia, jakie niedawno puścił "Super Express", cieszę się, bo wypadłem z fachu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrócili

fot. Nicholastbroussard, Wikipedia/CC BY-SA 3.0. Pamiętam to dobrze. Był wrzesień 2008 r., wracałem wtedy pociągiem z Warszawy. W odtwa...